Na ''weselnym szlaku''


W roku 1896 Lucjan Rydel stał pod przydrożną figurą na lekkim wzniesieniu i pisał: Od niej w kilku kierunkach rozbiegają się ulice białych chat.... Tak poeta widział Bronowice Małe - wieś, z którą związał się na całe życie, i która dzięki jego weselu z panną Jadwigą Mikołajczykówną weszła do historii kultury polskiej. Dziś z tego samego wzgórza rozlega się widok całkowicie odmienny: wtargnęło tu miasto, zniszczyło urok starej wiejskiej zabudowy, dróg, opłotków. Odrobina wysiłku, jedna decyzja władz miejskich i moglibyśmy mieć wspaniale zachowany, jedyny w Polsce, niepowtarzalny skansen literatury polskiej. Moglibyśmy mieć jeszcze jeden pomnik kultury w Krakowie, a mamy banalne podmiejskie osiedle pełne pretensjonalnych willi i walących się chałup. Zacznijmy jednak tę historię od początku.

Trzy przede wszystkim nazwiska uczyniły podkrakowski przysiółek Bronowice Małe najsłynniejszą wsią w polskiej literaturze: Rydel - Tetmajer - Wyspiański Dwaj pierwsi mieszkali tu, pisali o tej wsi, malowali ją, mieli tu swoje rodziny, wrośli na stałe w tę wieś “bajecznie kolorową - jak określił Bronowice Małe Ignacy Sewer-Maciejowski. A trzeci? - na zawsze tę wieś utrwalił w literaturze, zamienił ją w literacką legendę.

Lucjan Rydel - poeta, dramaturg, tłumacz - był prawdziwym, od stóp do głowy, krakowianinem. Tu się urodził, wychował, wykształcił, tu miał przyjaciół, tuż pod Krakowem wybrał sobie żonę, temu miastu poświęcił większość swych utworów, i tak o nim napisał:
...nie nauczę się już chyba nigdy surowo sądzić Krakowa. Przyszedłszy na świat między wieżą Mariacką i bramą Floriańską, przywykłem od dzieciństwa mierzyć godziny prastarą melodią Hejnałów krakowskich, a Sukiennice uważać niejako za środek orbis terrarum. Nie oduczyły mnie od tego całe lata spędzone za granicą na szerokim świecie: z Włoch, z Berlina czy Paryża wracałem zawsze z tym uczuciem, jakie mieć musi bocian przylatujący na wiosnę do swego gniazda. Prawda, że niepozorne gniazdo, ciasne i biedne, ale swojskie i przytulne....
Temu ciepłemu uczuciu dla Krakowa nie przeszkadzał fakt, że przodkowie pana Lucjana byli pochodzenia cudzoziemskiego. Przyjaciel rodziny Rydlów - botanik i profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Józef Rostafiński pisał, iż “Rydlowie mieli w tradycji, że ród ich pochodzi z Anglii. W procesie Marii Stuart występuje Szkot Rydell, tak też pisali się pierwotnie Rydlowie przeniósłszy się do Kurlandii, skąd z przydomkiem de Rotenturm przesiedlili się do Małopolski, otrzymawszy indygenat z herbem Jelita. A Józef Dużyk w książce “Droga do Bronowic przypomina, że pierwszym znanym Rydlem w Polsce był Samuel, który za czasów króla Jana III Sobieskiego służył w wojsku jako towarzysz chorągwi pancernej i brał udział w odsieczy wiedeńskiej.

Dopiero pradziad Lucjana - Józef, żyjący na przełomie wieku XVIII z XIX spolszczył był swoje nazwisko odrzucając jedną literę “l. Jego dwaj synowie - Józef i Bonawentura walczyli w armii napoleońskiej, gdy zaświtała nadzieja oswobodzenia Polski. Cała rodzina, z której pochodził Lucjan Rydel, była bardzo patriotyczna, i krewni ze strony jego matki - Józef i Aleksander Kremerowie dzielnie spisywali się w powstaniu listopadowym, choć przecież ich ojciec (a pradziad Lucjana) - Józef Kraemer (tak się wówczas pisał) był z pochodzenia Czechem. Ale to on właśnie mawiał do swoich synów: “Ja na tej ziemi znalazłem gościnne przyjęcie i dorobiłem się chleba, wy to rodziliście się i wychowali, więc obowiązkiem waszym jest walczyć za Polskę. Jego syn Józef, co był ranny pod Grochowem, późniejszy filozof, pisarz, profesor, ożenił się z panną Ludwiką Mączyńską, której matka de domo Mainoni była Włoszką; a sami Mączyńscy zasłużyli się w walkach w czasie insurekcji kościuszkowskiej. Najstarsza córka Józefa i Ludwiki Kremerów - Helena została żoną profesora doktora medycyny Lucjana Rydla i z tego właśnie małżeństwa przyszedł na świat poeta Lucjan Rydel.

Druga rodzina bronowickich bohaterów – Przerwa - Tetmajerowie również wywodzi się z obczyzny. Na początku pisali się Tetmayer, potem “y zmienili na “j aż wreszcie o jednym z nich - Adolfie, uczestniku bitwy pod Iganiami w powstaniu listopadowym - syn Kazimierz napisze: “Z nazwy Niemiec, szablą gołą zatwierdził się Polakiem. I nie on jeden z tego rodu tak się “zatwierdził. Rodu, którego dzieje odczytać można z napisów nagrobnych na małym cmentarzyku na Pasterniku, leżącym między Wielkimi i Małymi Bronowicami, gdzie spoczywają bohaterowie “Wesela”.

W pierwszej kwaterze na prawo od strony wejścia na cmentarz zwraca uwagę wysoki czworokątny pomnik, a na nim czako ułańskie. Od czoła grobowca - miedziana tablica z wyrzeźbionym wizerunkiem ułana na koniu. Poniżej podpis: Grobowiec Tetmajerów na Pasterniku w Krakowie

Jan Kaz. Przerwa Tetmajer, podporucznik 8. pułku ułanów X. Józefa,
kawaler orderu Virtuti Militari ur. 1901 poległ w obronie Ojczyzny 28.7.1920
w bitwie pod Stanisławczykiem na Wołyniu.
Fronton grobowca zdobi fragment słynnego “Chorału Kornela Ujejskiego:
I z Archaniołem Twoim na czele
Pójdziemy wszyscy na Święty Bój

I na drgającym Szatana ciele
Zatkniemy Sztandar zwycięski Twój
Przeczytajmy, co napisał Włodzimierz Paźniewski w “Twórczości (nr 1, 1984) o dopisanym przez historię epilogu “Wesela”:

“Zaprzeczenie sceny, kończącej “Wesele Stanisława Wyspiańskiego, nastąpiło w kilkanaście lat po premierze, pośrodku chaosu cofających się frontów. Nigdy nie dowiemy się, czy podporucznik Jan Kazimierz Tetmajer, syn Gospodarza ze sztuki Wyspiańskiego, padając na ściernisko, miał, przed oczami nastroszoną postać chochoła. Pewnego dnia zjawił się jako ochotnik w 8 pułku ułanów im. księcia Józefa Poniatowskiego i zapytany o wiek musiał sobie dodać dwa lata. “Dzielny w boju - notował jego dowódca, zapewne nawet nie wiedząc, że ten milczący chłopiec wyszedł prosto z literackiej legendy i teraz odgrywał ostatnią, nie napisaną przez poetę scenę dramatu, w której nie było nic o tańcu i złotym rogu.

Ciało młodzieńca, którego żołnierska śmierć stanowiła komentarz “Wesela”, wieziono w długiej kolumnie podwód z rannymi. W okolicach Stojanowa napadł na nią podjazd nieprzyjacielski i furmanki powożone przez różnych Jaśków i Czepców rozpierzchły się, wyrzucając zwłoki i ciężej rannych z wozów dla ulżenia koniom. Tylko lekko ranni zdołali siłą wymusić dalszą jazdę. W tym momencie zbliżamy się do wydarzeń równie tajemniczych, jak zjawy snujące się pod oknami domu w dramacie Wyspiańskiego.

Daremnie rodzina probowała ustalić, co stało się z ciałem syna. Gdy zawiodły wszystkie nadzieje, urządzono seans spirytystyczny, wywołano ducha poległego, a on podał nazwę wsi i określił miejsce, gdzie go pochowano (spirytyzm był w latach dwudziestych powszechną modą). Po odzyskaniu przez wojska polskie tych okolic pojechali wysłannicy Włodzimierza Tetmajera do owej wsi, a wójt zaprowadził ich na miejsce dokładnie w seansie opisane, w którym rzeczywiście pogrzebano Janka Tetmajera, syna gospodarza z “Wesela”". Odnalezione zwłoki złożono na cmentarzu w Bronowicach. Wznosi się nad nim pomnik z ułańskim czakiem w stylu napoleońskim....

Z lewej strony nagrobnego pomnika widnieje następujący napis:


Jak wspaniała nasza postać
Gdy od słońca błyszczy stal
Koń na miejscu nie chce dostać
Hej mój koniu idźmy w dal.
Bo taki los wypadł nam
Że dzisiaj to a jutro tam.

Na tylnej ścianie grobowca wyryto nazwiska Tetmajerów, którzy walczyli i polegli za Ojczyznę:


Jerzy
rotm. gwardyi król. 1750—1750
Józef
por. 1-go pułku ułanów 1809-1831
Karol
major wojsk polskich 1809
Adolf
podch. 3 puł. ułanów 1830-1831
Antoni
żoł. Legji Nadwiślań. 1830-1831
zamor. w Gdowie 1846
Julian
żołnierz oddziału Czachowskiego 1863
Stanisław
por. armji gen. Bema i powstaniec 1863 r.
Jan Kazimierz
ppor. 8 pułku ułanów poległy 28 lipca 1920
pod Stanisławczykiem
I z prawej strony grobowca następny napis:
Jak nie mamy żyć wesoło
Gdy nie wiemy gdzie nasz grób
Lada kulka świśnie w czoło
I na ziemię runie trup
Bo taki los...
J. Tetmajer

Przed pomnikiem znajduje się oddzielny grób z drewnianym krzyżem i skromną metalową tabliczką:

Włodzimierz Przerwa-Tetmajer ur. 31.XII.1861 r. zmarł 26.XII.1923 r.
Z Mikołajczyków Anna Przerwa -Tetmajerowa, ur. 2.II.1874, zmarła 24.VII.1954 r.

Po lewej stronie cmentarnej alei, w sąsiedztwie Tetmajerów, kamienny grobowiec z tablicą:

Błażej Czepiec, lat 81, zm. 15.XI.1934 uwieczniony jako wójt w “Weselu St. WyspiańskiegoWiktoria Czepiec, lat 66, zm. 15.X.1943

Błażej Czepiec
, którego słowami (stały się one sławne i przysłowiowe): “Cóż tam, panie, w polityce? Chińcyki trzymają się mocno!?" - zaczyna się “Wesele Wyspiańskiego, był podobno bardzo rozżalony, gdy zobaczył i posłuchał siebie w krakowskim teatrze. A cały żal powstał o to, jak mógł pan Wyspiański tak go “podać na hańbę u narodu w III akcie w scenie kłótni z muzykantem. I nie o pijacką kłótliwość chodziło to Czepcowi, ale o to, co mówił o nim muzykant:

Szóstkę-ście dali,
juześmy wom przegrali;
niech se potańcują inni.
Tadeusz Boy Żeleński zanotował oburzenie Czepca: “Gdzie to pan Wyspiański widział, aby gospodarz jak się patrzy dawał na weselu szóstkę muzyce, a jeszcze potem prawował się o tę szóstkę? Tu trzeba wyjaśnić, że to szóstka to była austriacka moneta dziesięciogroszowa, a potem dwudziestohalerzowa, a więc pieniądz niewielki i Czepiec - gospodarz jak się patrzy - oburzał się, że poeta zrobił z niego skąpca.”

Na grobowcu w następnej kwaterze bronowickiego cmentarza czytamy:

Tu spoczywa ś.p. Jadwiga z Czepców Mikołajczykowa lat 71, zm. 25.VII.1921
Prosi o Zdrowaś Marjo
Jakub Mikołajczyk, Kuba z “Wesela” St. Wyspiańskiego ur. 9.IV.1889 zm. 9.IV.1979
W roku 1890 artysta malarz i działacz ludowy Włodzimierz Przerwa-Tetmajer ożenił się z chłopską córką z Bronowic Anną Mikołajczykówną. “Król Piast - jak go nazywano - początkowo mieszkał u teściów, ale już w roku 1894 zbudował własny dom maleńki dworek. I tam właśnie odbyło się wesele Lucjana Rydla z młodszą siostrą Anny Tetmajerowej - Jadwigą Mikołajczykówną. Wesele “opisane przez Stanisława Wyspiańskiego.

Aby jednak doszło do ślubu i wesela, Lucjan Rydel musiał najpierw zdobyć serce i rękę panny młodej. O jego zalotach pisał Ignacy Sewer-Maciejowski w jednym z listów do Elizy Pareńskiej, żony lekarza i profesora Stanisława Pareńskiego:

“Przyjechał tu do nas Włodzio Tetmajer i zabawne rzeczy opowiada o konkurach Lucka o rękę Jadwigi w Bronowicach Małych. Jak Lucek lata boso, z cwikierem na nosie, jak okopuje buraki, wiąże snopy, jak się umizga, jak jest czuły, sentymentalny itd., itd., z humorem opowiada, a wybornie robi Lucka, jego ruchy - jego miny. Przy tym bardzo lubi Lucka i śmieje się mówiąc, że dla mnie na listy przybył mi nowy adres dla niego: “szwagier Rydla... I ja tak będę adresował. Ale Rydelek Lucek zrobił nam niespodziankę i zaimponował!!!... Lubię go za to bardzo!.”
Sam “Rydelek” pisał o swym narzeczeństwie, o oświadczynach w wierszu pełnym uczucia:

Poszła ze mną za dom do ogródka,
Usiedliśmy na ławce pod ścianą,
Była trwożna i taka cichutka,
Kiedym patrzał w jej twarz ukochaną,
Lipa kwitła przed nami w ogródku
I pachniała drobnem kwieciem złotem...
Gdym za rękę ją pomalutku,
Serce we mnie waliło jak młotem,
“Chciałabyś mnie?
“Myślę, żebym chciała!...
“Wierz mi, Jadwiś, że nam dobrze będzie.
“Wierzę panie!... A lipa słuchała
I słuchały nas kwiatki na grzędzie.
I nie kwiatki i nie lipa sama,
Cale niebo słuchało nas z góry,
I błękitna rozwarła się brama
I Bóg słuchał i anielskie chóry.
Ślub Jadwigi i Lucjana Rydlów odbył się 20 listopada 1900 roku o godzinie 9 rano w kościele Mariackim, w kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej, gdyż to Bronowice miały swój ołtarz parafialny. Ścisk przyjaciół, znajomych, widzów, gapiów był taki, że dopiero wezwany pluton straży pożarnej zrobił porządek i pozwolił młodej parze szczęśliwie dotrzeć do ołtarza. Dom weselny młodej pary był niewielki, dlatego część weselników biesiadowała równocześnie w chałupie Mikołajczyka, sąsiadującej z domem Tetmajerów. W niej bawiła się starszyzna - bronowiccy gospodarze, a u Tetmajerów - miastowi goście. Według starego zwyczaju w pierwszym dniu przyjęcie weselne odbywało się w wynajętej karczmie.

Wesele, które narobiło tyle szumu nie tylko w literaturze, nie było fikcją literacką, tak je przynajmniej odbierali współcześni. Lucjan Rydel - Pan Młody biegał po Krakowie i pokrzykiwał: “Ja temu Wyspiańskiemu pysk zbiję, co on ma sobie wycierać gębę moją siostrą! A Wyspiański tłumaczył się: “Lucek Rydel mówi, że mi pyski zbije za Haneczkę, a ja przecież pannie Haneczce w niczym nie chciałem ubliżyć. Zaś żonaty z Branicką hrabia profesor Stanisław Tarnowski tak się poczuł osobiście dotknięty sceną z Hetmanem, że demonstracyjnie wyszedł w czasie przedstawienia z teatru.

A jak właściwie było na tym bronowickim weselu?
Opisał je także Lucjan Rydel w liście do swego czeskiego przyjaciela, pisarza i tłumacza Franciszka Vondracka, ale my zostaniemy przy wersji Stanisława Wyspiańskiego. I choć potem wielu prostowało, oburzało się, zaprzeczało, zmieniało i inaczej tłumaczyło to, co pan Stanisław napisał - nam wszystkim, którzy czytamy i oglądamy jego wspaniałą sztukę i wszystkim, którzy po nas ją czytać i oglądać będą, utrwalił i utrwali się na zawsze taki właśnie obraz bronowickiego wesela, pary młodej, gości weselnych, obraz ich marzeń, snów, pragnień, lęków, obaw, ich chęci działania i niemożności działania, to wszystko “co się w duszy komu gra, co kto w swoich widzi mach.

Młodzi państwo Rydlowie zamieszkali po ślubie w Bronowicach Wielkich w okropnej ciasnocie. Toteż odetchnęli, gdy pod koniec roku 1901 udało się im wynająć (dziś już nie istniejący), dworek adiutanta Kościuszki - gen. Paszkowskiego w niedalekich Toniach; który to dworek jeszcze wcześniej należał do kapituły krakowskiej. W roku 1908 Rydlowie odkupili od Tetmajera dwie morgi pola i weselny dom, który następnie rozbudowali wg projektu architekta Józefa Pokutyńskiego - dobudowali skrzydło północne, do którego w roku 1912 przenieśli się na stałe. Tu w roku 1918 zmarł Lucjan Rydel, a w roku 1936 jego żona Jadwiga. Stąd na chłopskim wozie, wymoszczonym czerwonym suknem, przewieziono parą koni trumnę ze zwłokami poety przez ul. Karmelicką do kościoła Mariackiego i dalej na cmentarz Rakowicki. Odprowadzał go cały Kraków, a do grobu trumnę zanieśli bronowiccy chłopi. Dwór, w którym mieszkał poeta, dziś popularnie nazywany jest Rydlówką.

Tymczasem Włodzimierz Przerwa-Tetmajer odkupił w roku 1902 od franciszkanów dwór - zwany wówczas franciszkańskim - prawie sąsiadujący z weselnym domem w Bronowicach. Zakonnicy byli do parcelacji w roku 1895 właścicielami części Bronowic, a dwór zbudowali około 1863 roku. Obok - w dawnym budynku gospodarskim - Włodzimierz Tetmajer urządził sobie pracownię malarską. Ten pofranciszkański dwór znany jest dziś powszechnie jako Tetmajerówka.

Bronowice wchodziły w skład parafii mariackiej już od wieku XIII. Dlatego wszystkie uroczyste wydarzenia, śluby, chrzciny, pogrzeby bronowickich chłopów odbywały się a Panny Marii w Krakowie, przy parafialnym bronowickim ołtarzu Matki Boskiej Częstochowskiej. Stąd i tradycja wesel bronowickich, które zajeżdżały z fantazją na Rynek krakowski. Proboszczowie mariaccy mieli w Bronowicach 100-hektarowy folwark i dwór w pięknym starym parku.

W Bronowicach Małych oprócz trzech dworów: proboszczów mariackich, Tetmajerów i Rydlów stała karczma Hersza Singera, kuźnia, piękne drewniane chaty, dworskie czworaki, spichlerze itp.

Bronowice! - to był temat dla malarzy i poetów z przełomu XIX i XX wieku. Wyobraźmy je sobie: zielona, pełna kwiatów i pachnących ziół dolina, na jej dnie szemrzący strumień ze źródlaną wodą, dalej staw, w którym pojono konie, po obu stronach doliny - tonące w sadach drewniane, malowane na niebiesko chaty kryte strzechą, na wzgórzu - dwór drewniany z gankiem wspartym na czterech słupach. Raj, urok, sielanka. Wiele akcentów ludowych w sztukach Rydla pochodzi wprost z Bronowic.

Jak wspomina Tadeusz Boy-Żeleński - po dytyrambie na cześć Paona w Krakowie młodzi malarze uciekali na wieś, do Bronowic. W dzień malowali, wieczorami zbierali się u Tetmajera lub w karczmie Hersza Singera na “kurdesza. Bywało tam wesoło. Boy pisze: Z tego wynikło później małżeństwo Rydla i jego literackie konsekwencje.
Co to jest kurdesz - słowo dziś już w zasadzie prawie nie używane, a przez młodsze pokolenie chyba w ogóle nie znane? Wyraz ten - według Zygmunta Glogera w Encyklopedii staropolskiej - przyjęty “od Turków i Tatarów podczas ciągłych ze Wschodem stosunków oznaczał dobrego przyjaciela i towarzysza biesiady. Tak też nazywała się wesoła piosenka towarzyska z drugiej połowy XVIII wieku, której każda zwrotka kończyła się słowami: Kurdesz, kurdesz nad kurdeszami. A ułożył ją podobno ksiądz Franciszek Bohomolec, uczony jezuita, autor komedii, opiekun młodzieży, krzewiciel oświaty i literatury, a przy tym człowiek bardzo towarzyski i wesoły. Przyjaźnił się z kupcem warszawskim Grzegorzem Łyszkiewiczem i jego gościnną małżonką Anną i właśnie na jakimś spotkaniu towarzyskim u państwa Łyszkiewiczów powstała dziewięciozwrotkowa piosenka, której pierwsze słowa brzmią:

Każ przynieść wina, mój Grzegorzu miły,
Bogdaj się troski nam nigdy nie śniły,
Niech i Anulka to zasiądzie z nami
Kurdesz, kurdesz nad kurdeszami!
Ta wesoła biesiadna śpiewka stała się popularna na wszystkich polskich ziemiach, dotarła także i do Krakowa, gdzie śpiewano ją często przy różnych okazjach przy gorzałce czy winie. Także i w bronowickiej karczmie, i u Tetmajerów. Sam Tetmajer, mając słabą głowę, nie pozwalał sobie zbytnio na przepijanie do “kurdesza; pociągał tylko austriackiego cienkusza, popularne w tamtych czasach “Vöslauskie winko.

Wspominając dalej Kraków swej młodości Boy pisał, że niemal równocześnie oglądał w Krakowie cyganerię malarską, cyganerię Pawlikowskiego, cyganerię Zapolskiej, cyganerię Przybyszewskiego, cyganerię bronowicką... Można to tak jednym tchem wymieniać. Boy zauważa, że zadziwiająca odnowa, jaka dokonała się na przełomie wieku w teatrze, literaturze, malarstwie - dokonała się poza “dworskim Krakowem. Cóż za przeobrażenie: od modelów Matejki do modelów Wyspiańskiego, od przekrwionych pychą i bogactwem twarzy magnatów do zjedzonych anemią dziewczynek z suteryn. I nie powinno się pominąć przypuszczeń prof. Stanisława Pigonia, że decyzja Rydlowego małżeństwa “wiązała się z postanowieniem wyrwania się z atmosfery kabotyństwa, której nie brakło w krakowskim środowisku młodopolskim, a z solidaryzowania się ze światem pracy, z tym życiem serio, którego terenem była dlań wieś.

A Lucjan Rydel pisał do krytyka, poety historyka sztuki Konstantego Marii Górskiego o swym zamierzonym już małżeństwie, o Bronowicach, do których chciał się przenieść z Krakowa:
... Po raz pierwszy byłem traktowany jako człowiek, a nie jako literacka firma. (...) Ten cały intelektualizm i dyletantyzm, tak nieznośny zwłaszcza u kobiet, ten snobizm artystyczny - to nie istnieje. Zbrzydło mi od dawna pinczerowanie po salonach pseudoartystycznych. (...) Zrozumiałem nareszcie, że jest piękność moralna wyższa nad piękność sztuki, że sam artyzm bez głębokiego podkładu człowieczeństwa jest zimny i pusty. (...) Zdawało mi się zrazu, że sztuka może wypełnić życie w oderwaniu od życia. Teraz widzę, że z uczuć ludzkich, z ludzkich miłości, z wysiłków moralnych człowieka wyrasta sztuka prawdziwa o tyle, o ile artysta jest człowiekiem.
A tak pisał o swej przyszłej żonie:
Wyniosę się z nią do Bronowic, zatrzasnę drzwi od tej wice-Europy krakowskiej i będę pisał lepiej i piękniej niż dotąd. A kto poza pudlarstwem salonowym, poza czczością i marnością formułek towarzyskich widzi jeszcze w ludziach serca, ten nie pogardzi mną i moją chłopską żoną i pozna w niej duszę szlachetnie urodzoną....
Bronowice Małe zostały administracyjnie włączone do Krakowa w roku 1941, ale jeszcze przez wiele lat zachowały charakter wioski leżącej pół mili od Krakowa, skąd kobiety wiejskie nosiły na plecach bańki z mlekiem do miasta. Przełom nastąpił w latach sześćdziesiątych - siedemdziesiątych: powstawały nowoczesne wille-bunkry, szklarnie, zaczęło szybko ginąć budownictwo drewniane. W roku 1962 zachowało się jeszcze 15 drewnianych chałup, z których 8 pochodziło z XIX wieku. Trzeba pamiętać, że Bronowice Małe nigdy nie były wsią bogatą, dlatego i ich zabudowa była nader skromna. Jeszcze za czasów “Wesela” była to jedna kurna chata. Na domiar złego wiele spustoszenia uczyniły to trzy pożary: w 1908, 1912 i w 1916 roku.

Jeszcze na początku lat siedemdziesiątych Bronowice można było uratować. Wtedy rozbierano wiele drewnianych domów. Na miejscach oryginalnych ilustracji “Wesela” stawiano betonowe pudełka, a dolinę zamieniono w zwyczajne wysypisko śmieci. Trudno uchronić się przed pytaniem: gdzie byli konserwatorzy, historycy sztuki i literatury, architekci miejscy? Gdzie były władze miejskie? Gdzie byli, gdy rozbierano, na przykład, karczmę Hersza Singera?

Hersz Singer - bronowicki karczmarz - pozostał na stałe w literackiej legendzie Wesela. Choć to legenda nie przyniosła mu szczęścia, gdyż zburzyła mu spokój dnia codziennego, stała się dramatem jego życia. Rozpadła się rodzina Singerów, doszło do rozwodu z żoną, Hersz opuścił w końcu Bronowice i przeniósł się do domu starców w Krakowie, gdzie zmarł w czasie I wojny światowej. Jego dramatyczną historię opowiedział w Izraelu krakowski adwokat dr Waschütz pisarzowi Romanowi Brandstaetterowi, który stworzył z tego piękną opowieść Ja jestem Żyd z Wesela.

Z pięciorga dzieci Singerów najmłodszą był córka Józefa, zwana w rodzinie Pepką. Miała 19 lat, gdy pojawiła się na weselu Lucjana Rydla...

Na skrzydłach myśl moja zwisła:

szlam, przez błoto po kolana,
od karczmy aż tu do dworu:
ach, to chata rozśpiewana,
za roztańczona gromada,
zobaczy pan, proszę pana,
że się do poezji nada,
jak pan trochę zmieni, doda
...i już na zawsze pozostała jako Rachela w Weselu Stanisława Wyspiańskiego. Niemal wszyscy współcześni opowiadali, jak po premierze Wesela Józefa Singerówna wpadła na dobre w towarzystwo młodopolskiej cyganerii krakowskiej. Już przedtem, pomagając ojcu w karczmie, interesowała się literaturą, pisarzami i malarzami, którzy wszak często tu bywali. Któregoś roku złożyła śluby, że przejdzie na katolicyzm, gdy Polska odzyska niepodległość. I rzeczywiście - w październiku roku 1919 ks. Franciszek Burda ochrzcił Józefę w kościele Mariackim. Ojcem chrzestnym był Włodzimierz Tetmajer - Gospodarz z “Wesela”, a matką chrzestną - Anna Rydlówna, siostra Lucjana, czyli po prostu Haneczka z “Wesela”. Gdy nadeszła wojna 1914 roku, Rachela ukończyła kurs pielęgniarski, co specjalnym świadectwem potwierdziła Maria Epsteinówna - przewodnicząca Stowarzyszenia PP. Ekonomek św. Wincentego a Paulo: "Pani Józefa Singerówna przeszła kurs samarytański wraz z praktyką w szkole zawodowych pielęgniarek PP. Ekonomek w sierpniu 1914. W czasie wojny Józefa pracowała w szpitalach wojskowych, także legionowych, jako pielęgniarka. W latach pokoju praktykowała ten zawód - jakiś czas była w kuratorium referentką higieny szkolnej, prowadziła gabinet fizykoterapii. I znów wojna - 1939 rok. Józefa Singerówna otrzymała aryjskie papiery na nazwisko Eugenii Jadwigi Gawlik, ale przyjaciele doszli do wniosku, że jest w Krakowie zbyt znana, aby mogła być bezpieczna. Przewieziono ją więc do Warszawy. Tam mieszkała przy ul. Bałuckiego, a potem przy ul. Mokotowskiej. Po powstaniu warszawskim znalazła się w Moczydle koło Miechowa, a po oswobodzeniu przez wojska radzieckie naszego miasta - zamieszkała a pp. Rydlów przy ul. Loretańskiej w Krakowie. Jej rodzeństwo - Roman, Leon, Adolf i Róża zginęli w czasie okupacji. Rachela zmarła 8 czerwca 1955 roku. Została pochowana na cmentarzu Rakowickim. Śmierć jednak nie unicestwiła jej, gdyż poeta przemienił Pepkę Singerówną w Rachelę.

Wędrówka po Bronowicach Małych zajęła mi cały dzień. Z ciężkim sercem patrzyłem jak miasto ze swoją pseudonowoczesnością metr po metrze wciska się w wieś i jak taran burzy to, co dawne i oryginalne.

Dolinkę obejmują dwie asfaltowe ulice: Pod Strzechą i Włodzimierza Tetmajera. Ulicę Pod Strzechą zamykał dwór Mariacki i zabudowania folwarczne, ulicę Tetmajera kończył dwór franciszkanów, a w centrum znajdowały się dwie karczmy, kuźnia, uroczy staw i studnia. Dziś, gdy spadną liście z drzew lub gdy zieleń jeszcze się nie rozwinie - obnaża się cała współczesna szarość pięknej kiedyś doliny. Na jej początku znajduje się źródło z wspaniałą wodą. Daje ono początek strumieniowi, który z kolei zasilał staw, i dalej płynął ku miastu. Tak było. Niestety obecnie dolina jest coraz mniejsza, coraz płytsza. Po stawie uporządkowanym w roku 1972 w czynie społecznym, po studni - ani śladu.

Przewodniki podają, że dwór proboszczów mariackich zbudowany został w pięknym parku. Zostało po nim tylko wspomnienie w przewodnikach, gdyż przed kilku laty wycięto ostatni rząd starych lip. W 1967 roku na resztkach fundamentów dworu zbudowano kościół pod wezwaniem św. Antoniego. Spichlerz? - gdy w grudniu 1975 roku wichura zerwała dach XVII-wiecznego spichlerza podworskiego - konserwator nakazał proboszczowi rozbiórkę budynku i przeniesienie go na inne miejsce. Spichlerz z pietyzmem zdemontowano, poszczególne bele ponumerowano i... całość ulotniła się w niewiadomym kierunku.

Dworskie czworaki jeszcze stoją, ale kryte są starą - i wciąż zdrową - dachówką, nie wróżę więc im długiego życia.

Na rozstaju dróg stoi zapomniana XVII-wieczna kuźnia. Jeszcze tak niedawno rządził to dziadek Józef Wojdyła i coś dłubał przy kowadle.

I wchodzimy na “Weselny” szlak. Tu przed karczmą Hersza Singera zgromadzeni goście witali Młodą Parę. Nie tak dawno karczma jeszcze stała. Dotykała jej chata Jana Czepca - syna Błażeja z Wesela, którą zastąpiła teraz nową willa. Po lewej stronie była strażnica - była. Obok na pagórku nie tak wiele wiosen temu cieszyła oczy malowana na niebiesko chata kryta strzechą - dziś dom z pustaków. Ocalałe jeszcze gdzieniegdzie stare domki między rozpierającymi się willami wyglądają rzeczywiście na niegodne istnienia.

Droga - ulica Włodzimierza Tetmajera - rozszerza się w parking; to zatrzymują się autobusy przywożące turystów do weselnego dworu - do “tej chaty rozśpiewanej”. Parking, zrobiony na wyrost, przeciął dolinę wpół. Niedawno zbocza parkingu obsiano trawą. Może to znak, że dla Bronowic zbliżają się lepsze czasy?

W roku 1969 krakowski oddział PTTK zorganizował w Rydlówce, przy pomocy i uprzejmości rodziny Rydlów, Muzeum Młodej Polski. Wewnątrz, na szczęście, jeszcze wiele oryginalnych, bezpośrednio związanych z “Weselem”, przedmiotów, które zachowała rodzina. Miejskie władze dołożyły się to nadzwyczajnie - nadały okolicznym ulicom nazwy związane z “Weselem”. Są to ulice: Wesela, Rydla, Tetmajera, Czepca, Racheli, Wernyhory itd. Dobrze też, że odnowiono, stojącą w ogrodzie dworku Rydla, latarniową kapliczkę pochodzącą z XIX wieku - niemego świadka wesela z 1900 roku.

Kiedyś bronowiccy gospodarze sławni byli z koni - rosłych, pełnych urody. Gdy bronowickie wesele jechało przez Kraków było na co popatrzeć. W 1900 roku Lucjan Rydel opisywał je Franciszkowi Vondraćkowi:

Ty, Fando, widziałeś jadące wesele krakowskie z drużbami pędzącymi cwałem na spienionych koniach, z dzwonieniem, trzaskaniem harapów i tętentem. Wiesz, jak wieją z wiatrem kity pawich piór, jak wydymają się chustki barwne, przypięte a ramion drużbów, jak się palą czerwone, rogate czapki na głowach. Widziałeś, jakie wieńce mają panna młoda i druhna: jakby jakieś mitry wysoko uplecione z trzęsideł złocistych i z błyskotek, z kolorowych paciorków i wstążek. Widziałeś, jak jadą wozy pełne kobiet w stubarwnych strojach, w gorsetach wyszywanych i chustach kraciastych - i mężczyzn w białych sukmanach....
Współczesne “bronowickie” wesele, które tradycyjnie jechało w dzień Wielkiejnocy przed kościół Mariacki - to już konie i półkoszki z Bibic! - gdyż tam są jeszcze prawdziwe konie i prawdziwi chłopi. Jeszcze trochę i będzie niczym w tej - historycznej już - anegdocie, która opowiada, jak to prezydent Bolesław Bierut uczestniczył w wielkim mityngu na Błoniach krakowskich. Otaczali go kołem kosynierzy na koniach. Pewien reporter, chcąc dać dokładną relację, zapytał jednego z kosynierów: - Panowie z Racławic? - Nie, panie, my z ORMO usłyszał w odpowiedzi.

Ludzie dobrej woli starają się jeszcze coś uratować, przypomnieć. Od prawie 20 lat każdego 20 listopada, w rocznicę wesela, osadza się w bronowickiej Rydlówce chochoła...
(...) nie przeziębi najgorszy mróz,
jeźli kto ma zapach róż;
owiną go w słomę zbóż
a na wiosnę go odwiążą i sam odkwitnie (...)
Krzak róży rosnący przed oknami izby weselnej i alkierza okrywają słomą dzieci ze szkoły podstawowej im. Włodzimierza Tetmajera. Melodię Miałeś, chamie, złoty róg... gra kapela Spółdzielni Przemysłu Ludowego i Artystycznego im. Stanisława Wyspiańskiego. A potem w dworku wysłuchujemy pięknych słów o niegdysiejszych poetach, malarzach, o sławnym Weselu, jego uczestnikach, jego autorze. Któregoś kolejnego roku mówił o tym wszystkim bardzo pięknie i porywająco prof. dr Jan Błoński, a wiersze poety zachwycająco czytała piękna krakowska aktorka Anna Dymna.

Ale czy to złoty róg - czy zaledwie jego coraz cichsze echo?

Wracając do tramwaju ulicą Zielony Most mijam po lewej stronie, na górce, opuszczone domy. I to stała jeszcze niedawno karczma w ogrodzie, obok - zagroda Trąbków. Patrzę na drzwi do Trąbków: piękne, typowo bronowickie, ozdobne, o wymyślnym kształcie. I w karczmie były identyczne, i w spichlerzu, i w wielu tutejszych domach. Te są ostatnie.

Czy można jeszcze zatrzymać czas w Bronowicach? Czy w ogóle trzeba? Tempora mutantur... Trudno, oczywiście, dziś pod koniec XX wieku mieszkać w małych wiejskich chałupach bez udogodnień współczesnej cywilizacji. Ale jeśli już na miejscu dawnych, malowniczych wiejskich chat stawiamy nowe domy, czy muszą być aż tak nieładne, takie jednakowe, tak zupełnie, obce miejscowemu budownictwu, klimatowi, krajobrazowi? Te wszystkie nowe wille, a właściwie betonowe kwadratowe pudła, pozbawione własnej twarzy niczym nie różnią się od tej straszliwej, jednostajnej i bez wyrazu architektury, która rozpleniła się po całym naszym kraju.

Motyw muzyki wiejskiej na koniec aktu trzeciego W roku 1903 Lucjan Rydel napisał do Przeglądu Powszechnego artykuł, w którym wręcz proroczo przewidział przyszłość Bronowic Małych i innych podkrakowskich wsi:

...tramwaje elektryczne dotrą do nowych rogatek... Równocześnie przybywać zacznie kamienic, zagęszczą się warsztaty i sklepy, a powoli będą musiały topnieć jeden za drugim stare pochylone domki warzywników...

I rzeczywiście. Dziś do Bronowic Małych dojeżdża się tramwajem -najpierw osiedle Widok, potem kilka kroków ulicą Zielony Most i już mamy Bronowice Małe, gdzie, na szczęście, nie wyrosły wielkie kamienice, ale zaledwie owe wille-pudełka.

''Miałeś, chamie, złoty róg....''


Na podstawie: ''Krakowskie rody'' Jana Adamczewskiego, Wydawnictwo Alpha, Kraków 1994



Powrót

© 1999-2003
Page designed by
Karol Kwiatek
kwiatek@viii-lo.krakow.pl